Archiwum październik 2002


paź 30 2002 Sala
Komentarze: 3

Przylgnałem do ściany i powoli przesuwałem się po stopniach, które stawały się coraz szersze, w kierunku niebieskiego światła. Buczenie narastało. Schody skończyły się. Moim oczom ukazała się ogromna sala wypełniona gruszkowatymi obcymi. Wszytkie wlepiały wzrok w cos co stało na środku sali. Byłem przerażony. Ale nagle uświadomiłem sobie że to banda małych głupich, słabych istot, które nie dość że nie umiały się posłużyć moim laserkiem to jeszcze robią wybuchowe kupy i nawet o tym niw wiedzą. Takiego małe obcego to nawet nie trzeba z laserka otstrzeliwać. Wystarczy kopnąć! Założyłem na laserek szeroką końcówkę i nastawiłem na silne świecenie. Wyszedłem na środek wejścia i zacząłąłem świecić obcym po oczach. Żaden nie zwrócił na mnie uwagi! Nadal gapiły się odwrucone tyłem do mnie na coś na środku sali. "Śpią czy co?" Zagwizdałem. Nic. Podszedłem do jednego i zajrzałem mu przez ramie. Miał otwarte oczy ale nadal gapił się niczym zahipnotyzowany na środek sali. Na dodatek gmerał swoim smiesznym aparatem gębowym cos pocichu w swoim dialekcie. Wszystkie tak mruczały. Stąd to bucznie... Wyglądało to jak jakaś głęboka moditwa albo że się po prostu naćpały... Powoli zacząłem przeciskac sie przez tłum odpychając co niektórych obcych nogą. Koniecznie chciałem zobaczyć co takiego jest na środku sali. Z początku myślałem że sa tu ich setki. Po kilku minutach przeciskania się przez tłum uświadomiłem sobie swój błąd. Tu są ich miliony! Sala miała kształt  leja. Schodziłem powoli na dół. Po długim przeciskaniu się przez tabuny Gruszków zobaczyłem co jest w środku leja... Była tam ogromna dziura z której wydobywały się niebieskie promienie. I do której co chwile... Wskakiwał jakiś obcy!

!kosmita! : :
paź 24 2002 Schody Główne
Komentarze: 6

W "mieszkaniu" obcego było bardzo ciasno. Musiałem się poruszać na czworaka. Pod ścianami stały jakieś pudełka, poniewierały się jakieś niebieskie kulki, leżało kilka zgaszonych pochodni, jakieś porosty, moja torba... O, torba! Założyłem ją sobie na brzuch i powkładałem kilka pochodni i dziwnych niebieskich kulek. Doszedłem do małych drzwiczek. Kiedy się przez nie przecisnąłem znalazłem się w niemal identycznym pomieszczeniu tyle że bez okien. Pozbierałem kulki, sam nie wiem czemu i szedłem dalej. Minąłem jeszcze kilka takich pomieszczeń i dostałem się na schody. Wszędzie było ciemno i ani śladu obcych. Na schodach mogłem się nareszcie wyprostować. Szedłem w górę... Strasznie mi się dłużyło. Schody ciągnęły cały czas prosto pod górę. Co kilkanaście stopni po bokach ścian były wydrążone przejścia do "mieszkań". Schody były do tej pory dosyć strome, jednak nagle zaczęły opadać. Usłyszałem ciche buczenie. Po kilku piętrach nad schodami pojawiła się niebieska poświata...

!kosmita! : :
paź 18 2002 Kupa
Komentarze: 5

Siedzę sobie... I siedzę... Nic się nie dzieje... Zrobiło się ciemno. Musiały pogasić pochodnie w pobliskich korytarzach. Głupie obce. Przełączyłem laserek na świecenie i założyłem szeroką końcówkę. Poświeciłem po oknach. W jednym coś się poruszyło, ale zaraz uciekło... Po chwili świecenia po oknach z góry spadło coś za mną. Odwróciłem się. Na podłodze leżała jaskrawa w świetle laserka pomarańczowa... Kupa? Chichot... "Głupcy" - pomyślałem. Po czym pochyliłem się nad kupą by zbadać jej skład chemiczny."Węgiel, metan, argon..." Mimo wszystko nie miałem ochoty sprawdzać czy smakuje jak cukierki argonowe... "Wapno, azot, gliceryna... Znaczy się wybuchowa kupa?" Kopnąłem kawałek kału pod nową ścianę. Wycelowałem laserkiem i ustawiłem na "smażenie". Kupa zaczęła dymić. Dymiła, dymiła... Zaczęła świecić i puchnąć... Kiedy była już wielkości dużego melona, zrozumiałem, że gdy wybuchnie, cienka warstwami kału oblepi całą okolice! Wyłączyłem laserek. Kupa nadal puchła i świeciła! Rzuciłem się do wąskich drzwi pomieszczenia z roślinkami, na których spałem. Rozbłysnęło pomarańczowe światło. Wybuch. Zrobiło mi się bardzo sennie, ale nie mogłem zasnąć, musiałem się wydostać. Jakoś udało mi się wypełznąć z "sypialni". Po kupie nie było ani śladu. Dookoła były porozrzucane cegły z muru. Wyglądał na mocno uszkodzony. Wspiąłem się po wystających cegłach kilka metrów w gore. Stołem na górze i spojrzałem na drugą stronę. Był gładki i nie było jak zejść. Z boku jednak był rząd okienek po obu stronach korytarza. Wcisnąłem się powoli do środka...

!kosmita! : :
paź 13 2002 Pułapka!
Komentarze: 7

Obudziłem się dokładnie w tym samym miejscu w tej samej pozycji. Mimo że roślinka na której spałem była bardzo miękka wszystko mnie bolało. Czułem się jagbym przespał kilka dni. Wszystko jednak wyglądało tak samo. Wyszedłem przez wąskie drzwi na uliczke podziemnego miasta. Było pusto. Chciałem sobie pójść, ale wejście którym mnie przyprowadził obcy było... zamurowane! Z drugiej strony uliczki też ściana. Nagle usłyszałem gdzieś wysoko szepty w tym ich dialekcie... Spojrzałem w góre. Sufit był na tyle wysoko że znikał w ciemności jagby go wogóle nie było... Obie ściany były podziurawione masą okienek. W jednym z nich dostrzegłem dwóch rozmawiających ze sobą gruszkowatych obcych. "Wypuście mnie! Co jest?!" Wychyliły się za okienko i zachihotały. Siegnąłem szybkim ruchem ku laserkowi... Pustka... "Oddawajcie mój laserek!!!" Jeden z obcych zniknął w okienku. Po chwili wyjrzał jeszcze raz z moim laserkiem! Myślałem że chce strzelić i już miałem się rzucić na szczupaka  z powrotem do "sypialni" gdy zauważyłem że obcy trzyma mój laserek za lufe! Trzymał, machał drugą ręką, i chichotał. "Ale skoro poszedł po laserek to znaczy że zrozumiał co mówie..." Rozejrzałem się po podłodze. Chwyciłem leżący nieopodal kamień i cisnąłem go w stronę obcych. Nie przyzwyczajony do tej grawitacji rzuciłem o wiele za wysoko. Chichot. Nie było już co rzucić... Rzuciłem więc kilka przekleństw i usiadłem zrospaczony pod ścianą. Obcy machali laserkiem i chichotali. Po chwili spadł kamień który rzuciłem. Potem... jeszcze jeden??? Lawina? Lawina! Spadające kamienie udeżyły w obcego trzymającego laserek. Drugi złapał go za nogę. Pierwszy póścił laserek. Czas mi się zwolnił. Laserek leciał i leciał... Kamienie udeżały tuż obok mnie... A on leciał i leciał. W końcu go złapałem. Niestety obcy wciągnął już kumpla i nie było w kogo strzelać. Siadłem sobie pod ścianą z laserkiem pod pachą. I czekam...

!kosmita! : :
paź 08 2002 Nocleg
Komentarze: 6

Szedłem za gruszkowatym obcym w głąb jaskini. Co zakret robiło się ciemniej. Co chwile pojawiały się w morku ślepia obcego, który sprawdzał czy za nim ide. "Gdzie on mnie prowadzi? Nie lepiej się przespać się w stateeee..." Nagle straciłem grunt do nogami. Ześlisgiwałem się w dół po niemal pionowej, śliskiej ścianie. Słychać było tylko szum powietrza dookoła i popluskiwanie śluzu, w którym oblepione były skały. "Skały? A może to przełyk???" Ta myśl nie wadała mi spokoju. Leciałem i leciałem. Zaczeło robic się coraz cieplej. Z każdą minutą, sekundą. W pewnym momencie podłoże zaczeło odchylać się po poziomu. Było już poziome, ale nadal nie traciłem prędkości. Zaczeło wyginać się do góry. Dalej pędziłem z ogromną szybkością. Nagle zaczeło się robić jasno. Ściana! Koniec tunelu! Roztrzaskam się... Podłoże urwało się, przeleciałem kilka metrów i z impetem udezyłem w białą... Poduszke??? Wgieła się do środka i całkowicie mnie wychamowała. Była oślizgła i nie przyjemna w smaku... Wygieła się z powrotem. Powoli spadłem kilka metrów w dół na kolejną poduszkę. Wygramoliłem się z niej i rozejrzałem dookoła. Znajdowałem się głęboko wiele kilometrów pod ziemią, a jednak było tu całkiem jasno. Ujrzałem wielką jaskinie - miasto z tysiącami wykutych w skale okienkami oświetlanymi przez jaskrawo pomarańczowe, nie dymiące pochodnie. Przedemną stał znajomy obcy i spoglądał na mnie nerwowym wzrokiem. Był nadal biały i głatki. Natomiast moje futro całe umazane było w śluzie. Obcy prowadził mnie dalej przez miasto. Nagle skręcił w uliczke. Potem w jeszcze jedną i znowu. W końcu doprowadził mnie do wąskich drzwiczek i powiedział że tu będę spał. "Pirupi ipr op iri!" Po czym wepchął mnie siłą do pomieszczenia. Było tu chłodniej, nie było pochodni, ale wydawało się jakoś bardzo przytulnie i sennie. Ściany i sufit i podłoge pokrywały białe mięciutkie rośliny. Chciałem wyjść, ale nagle ogarneła mnie taka senność że padłem na jedną z roślinek...

!kosmita! : :