Archiwum 18 października 2002


paź 18 2002 Kupa
Komentarze: 5

Siedzę sobie... I siedzę... Nic się nie dzieje... Zrobiło się ciemno. Musiały pogasić pochodnie w pobliskich korytarzach. Głupie obce. Przełączyłem laserek na świecenie i założyłem szeroką końcówkę. Poświeciłem po oknach. W jednym coś się poruszyło, ale zaraz uciekło... Po chwili świecenia po oknach z góry spadło coś za mną. Odwróciłem się. Na podłodze leżała jaskrawa w świetle laserka pomarańczowa... Kupa? Chichot... "Głupcy" - pomyślałem. Po czym pochyliłem się nad kupą by zbadać jej skład chemiczny."Węgiel, metan, argon..." Mimo wszystko nie miałem ochoty sprawdzać czy smakuje jak cukierki argonowe... "Wapno, azot, gliceryna... Znaczy się wybuchowa kupa?" Kopnąłem kawałek kału pod nową ścianę. Wycelowałem laserkiem i ustawiłem na "smażenie". Kupa zaczęła dymić. Dymiła, dymiła... Zaczęła świecić i puchnąć... Kiedy była już wielkości dużego melona, zrozumiałem, że gdy wybuchnie, cienka warstwami kału oblepi całą okolice! Wyłączyłem laserek. Kupa nadal puchła i świeciła! Rzuciłem się do wąskich drzwi pomieszczenia z roślinkami, na których spałem. Rozbłysnęło pomarańczowe światło. Wybuch. Zrobiło mi się bardzo sennie, ale nie mogłem zasnąć, musiałem się wydostać. Jakoś udało mi się wypełznąć z "sypialni". Po kupie nie było ani śladu. Dookoła były porozrzucane cegły z muru. Wyglądał na mocno uszkodzony. Wspiąłem się po wystających cegłach kilka metrów w gore. Stołem na górze i spojrzałem na drugą stronę. Był gładki i nie było jak zejść. Z boku jednak był rząd okienek po obu stronach korytarza. Wcisnąłem się powoli do środka...

!kosmita! : :